Następnego dnia już o godz. 9.00 byłam na plaży w Granja z ręcznikiem i kremem do opalania. Miałam tylko dwie godziny czasu na plażowanie, ponieważ o godz. 16.30. odjeżdżał autobus do Lizbony, na który miałam zakupiony bilet. Ponadto, czekał mnie jeszcze rejs statkiem, znalezienie dobrej i niedrogiej restauracji oraz kupno pamiątek. Moje rozczarowanie było ogromne jak zamiast niebieskiego nieba i błękitnej wody ujrzałam prawie sztormową pogodę. Szyby kawiarni stojącej kilkadzisiąt metrów od plaży, do której byłam zmuszona wejść z powodu panującego chłodu, były mokre jak gdyby je ktoś potraktował szlaufem. Godzinę później niebo nad Espinho nadal nie chciało przybrać miłego dla oka koloru błękitu. W tym samym momencie stojąc twarzą do oceanu po swojej lewej stronie miałam szare, zachmurzone niebo a od strony Porto przepiękną słoneczną pogodę (zdjęcie). Miałam do dyspozycji niecałą godzinę żeby móc się nacieszyć po raz ostatni widokiem plaży i oceanu. Wszystkim tym, którzy przyjechali do Porto w dniu mojego wyjazdu szczerze zazdrościłam. Można tutaj spędzić 2 tygodniowe wakacje łącząc przyjemność zwiedzania Porto i plażowania na niezliczonych okolicznych plażach. Jest tylko jeden warunek – trzeba mieć ładną pogodę, której Portugalia mi poskąpiła. Będąc w Granja warto się przejść uliczkami tego małego miasteczka (właściwie dzielnicy Vila Nova de Gaia), którego atutem nie jest tylko bliskość plaży, ale również architektura okolicznych domów, w tym uroczej stacyjko kolejowej. Miałam to szczęście, że byłam jedną z nielicznych osób przebywających tego ranka na plaży i chyba jedyną turystką, która przechadzała się po okolicy. Granja nie ma żadnej infrastruktury turystycznej. Inaczej się sprawa ma
z leżącym nieopodal Espinho (port. kolec), który jest najmniejszą gminą w całej Portugalii. Espinho może się pochwalić mianem kurortu gdzie zalegalizowano hazard, którego centrum jest kasyno Solverde. Po powrocie do Porto skierowałam swoje kroki do dzielnicy Ribeira. Rejs o nazwie „sześć mostów“ trwa 50 minut i kosztuje 10 E. Można zobaczyć Porto z innej perspektywy, a z bliska to, czego nie da się dostrzec z brzegu. Stateczki najpierw kierują się w górę rzeki, aby zawrócić na wysokości mostu Ponte de Freixo w kierunku jej ujścia do oceanu. Z dzielnicy Ribeira odpływają również statki, które oferują kilkudniowe rejsy, nawet do hiszpańskiej Salamanki. Na pewno warto pomyśleć o rejsie malowniczą doliną Douro, w którego programie jest zawarte zwiedzanie winnic położonych na zboczach rzeki wraz z degustacją wina (link do firm w dalszej części bloga). Obiad składający się z grilowanych sardynek (sardinhas assadas - osobiście nie polecam mało mięska a dużo ości i wnętrzości), gotowanych kartofelków i sałatki z pomidorów, cebuli i oliwek (popularna też w Hiszpanii salada mista) zjadłam w jednej z knajpek naprzeciwko budynku dawnej giełdy (Palacio da Bolsa) – koszt 8 E. Mój nietrafiony wybór
z bogatego menu nie może być powodem, dla którego miałabym tej knajpki nie polecać. Stołowało się tam dużo Portugalczyków, co każe mi mniemać, że jedzenie jest tam dobre. Poza tym, bezczelnie zerkałam na talerze innych klientów, no i ślinka ciekła (adres w dalszej cześci bloga). Co do zakupów pamiątek, polecam gorąco uroczy sklepik „Galo Louco“ (Zwariowany Kogut). Można tam po przystępnej cenie kupić niepowtarzalne cacuszka, których nie znajdziemy w licznych sklepach pamiątkarskich, oferujących identyczny asortyment (adres w dalszej części bloga). Zmieniłam bilet powrotny do Lizbony na wcześniejszy, i o godz. 18.30 bylam już z powrotem w stolicy. W drodze powrotnej autobus zabrał pielgrzymów z Fatimy, co sprawiło, że podróż nieco się przedłużyła. Jeszcze jedna uwaga zanim znajdę się z w Lizbonie. Autobusy do Lizbony przejeżdżają przez most Ponte do Infante, z którego rozciąga się piękny widok na Porto. Jest on przeznaczony również dla ruchu pieszego. Poruszając sie metrem w Lizbonie trzeba mieć drobniaki. Na niektórych stacjach nie ma kas biletowych, a maszyny mogą nie wydać z grubych Euro. Trzeba szukać sklepu, którego sprzedawca będzie uprzejmy nam je rozmienić. W godzinę po przyjeździe na dworzec autobusowy koło stacji metra Jardim Zoologico byłam już z powrotem w hostelu. Tym razem jednak pokój dzieliłam z 7 dziewczynami. Wystarczyły korki do uszu i poducha i już byłam w objęciach Morfeusza.