Jestem już w hostelu i pisząc tą wiadomość słucham smarkania młodej dziewczyny, która pisząc z prędkościa karabinu maszynowego na klawiaturze laptopa bez przerwy pociąga nosem albo prostuje z trzaskiem paliczki palcow. Chyba jej zaproponuję chusteczkę do nosa. Hostel, w którym się zatrzymałam – Jardim de Santos Hostel - jest nowiutki tzn. w starej kamienicy ale po remoncie co widać, slychać i czuć. Slychać, bo są nowiutkie okna i jak się je zamknie to nie dociera hałas z placu przy którym stoi hostel. Świetne zestawienie kolorów ścian w salonie. Ktoś, kto szuka inspiracji do urządzenia wnętrza swojego mieszkania napewno znajdzie tutaj wiele ciekawych rozwiązań (zdjęcie ). Wszystko nowiutkie prosto z Ikei począwszy od łóżek skończywszy na sztućcach. Mieszkam prawie w centrum miasta, 15 minut piechotą od Plaça de Comercio. Po przyjeździe zrobilam sobie rundkę po mieście, co teraz skutkuje bolącymi nogami i spalonym karkiem. Przez to wchodzenie i schodzenie wyćwiczę sobie mięśnie nóg i pośladkow heheheh- zmiany wysokości sa tu spore. Dojazd z lotniska do centrum metrem, szybko i tanio. Technika tak poszlo do przodu, że gębe rozdziawilam jak na lotnisku we Frankfurcie za przykladem jednego Niemca przylożylam moją kartę pokladową do panelu a na ekranie wyświetlily mi sie wszystkie informacje o podróży. Laptopy, palmtopy, smartfony, iphony i inne cuda umilają czas podróżującym. Bynajmniej nie chwaliłam się moją komóreczką, która ma tak mało pikseli że jednej ikonki od drugiej nie można odróżnić.Wybierając się na zwiedzanie miasta byłam przekonana, że nie będzie ono odbiegało od tego co widziałam w większych miastach Hiszpanii. Zaznaczam, że mam tu na myśli dzielnice „przeznaczone“ dla turystów, którzy realizują tylko „ 10 naj w Lizbonie“ i nie wychylają nosa dalej niż główne ulice Baixa, Chiado czy Barrio Alto korzystając przy tym z Yellow Bus. W Hiszpanii miejsca te są odpicowane, zabytki odrestaurowane tak jak gdyby ich budowę zakończono kilka lat temu. W Lizbonie jest inaczej. Z odnowioną kamienicą, w której mieści się fundacja José Saramago, kontrastuje odrapana kamieniczka (zdjęcie ). W godzinach popołudniowych na chodnikach pojawiają się worki ze śmieciami (zdjęcie ), wystawiane przez mieszkańców czy sklepikarzy, których zawartość często ma okazję ujrzeć światło dzienne. Jednak wszystko to sprawia, że Lizbona jest bardziej autentyczna. To co ma 200 lat wygląda na swoje lata. Natrafiając podczas szwędania się po jej uliczkach na tego typu „niespodzianki“ czujemy, że jesteśmy częścią tego miasta a psie kupy czy wszędobylski bruk, z którego wychodzą kamienia o które można sobie ubić palucha, to jeszcze jeden element zaskoczenia w tej fascynującej przygodzie (zdjęcie ).Może się i mylę ale odniosłam wrażenie, że to co zobaczyłam jest jakąś namiastką tego, co mogłabym zobaczyć zwiedzając Hawanę. Wystawy sklepów na Rua de Ouro w Baixa przypominaja te nasze z Silesia City Center w K-cach. Wystarczy przejść kilka przecznic w kierunku Avenida D. Carlos I (kierunek czerwony most) aby przenieść się w inny świat. Wszechobecne pastelerias przypominają nasze cukiernie sprzed 30 lat a witryny sklepów ze sprzętem AGD nie wyglądają tak zjawiskowo jak u nas.Hasło reklama dźwignią handlu nie ma w tym przypadku zastosowania.Miałam problem ze znalezieniem sklepu spożywczego gdzie mogłabym kupić: mrożonkę do odgrzania w mikrofalii, masło, chleb i coś na ten chleb.Naokoło hostelu sklepów spożywczych jak na lekarstwo a jeżeli się jakiś trafił to dysponował głównie owocami, rzędem słoików z przeróżnymi rodzajami owoców roślin strączkowych i małym regałem chłodniczym. W końcu znalazłam sklep typu naszej „Biedronki“ dzięki temu, że przyuważyłam kobietę z zakupami, które sądząc po napisie na reklamówkach „Mini preço“ musiały pochodzić właśnie z dyskontu spożywczego. Market okazał się być bardzo blisko mojego hostelu. Trudność w jego znalezieniu polegała na tym, że mieścił się w jednej z tych licznych lizbońskich uliczek a ponadto nie prowadziły do niego żadne „drogowskazy“. Po 5 dniach po markecie nie pozostał żaden ślad i poszukiwania rozpoczęły się na nowo. Co mnie uderzyło w Lizbonie to duża ilość żebraków. Jak później przyuważyłam w Porto mają oni wyznaczone swoje rewiry. Ponadto w godzinach szczytu, na deptakach Baixa za każdym rogiem ustawiony jest policjant (na początku myślałam, że to ochrona sklepu). O tym, że trzeba się strzec swoich „dóbr“ w metrze (port. bens) przypomina płynący z głośników damski głos o miłym tonie.W Portugalii nie dzieje się dobrze, sytuacja jest znacznie gorsza niż w sąsiedniej Hiszpanii w czym utwierdziła mnie pracująca w hostelu Polka, robiąca magisterkę na tamtejszym uniwersytecie. Imigranci, którzy przyjechali w czasach prosperity np. Ukraińcy teraz tworzą enklawy biedy w dystryktach stolicy gdzie lepiej nie zapuszczać się samemu. Podobno taką miejscowością jest Odivelas. Nie do końca zgodziła się z tym mieszkająca tam Portugalka. I tutaj nasuwa się powiedzenie „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia“. Gro ludzi, którzy w ramach couchsurfingu oferowali miejsce do spania, mieszkają właśnie w tej miejscowości. Jutro obieram kierunek Alfama, pojutrze Belém, popojutrze jade do Sintry. Co wyjdzie z tych planów zobaczymy…. ale jak się okaże później wyjazd do Sintry miał swoje niemiłe konsekwencje.
Wskazówki:
1) Polecany hostel: Jardim de Santos Hostel; dlaczego: może nie za blisko centrum ale bardzo łatwo trafić, dużo udogodnień (śniadania, kawa z ekspresu przez cały dzień, bardzo dobrze wyposażona kuchnia), internet w tym Wifi, wielojęzyczny personel hostelu zawsze służy radą i pomocą, cena za pokój 4 os. 14 E (początek czerwca).
2) Plan miasta najlepiej sobie kupić, nie korzystać z darmowych, a jeżeli korzystamy z darmówek to unikać tych wydanych przez firmy typu citysightseeing ze względu na ich nieczytelność.
3) Transport publiczny w Lizbonie jest na bardzo dobrym poziomie. Jeżeli przemieszczamy się metrem dobrze mieć przy sobie drobniaki. Na wielu stacjach kartę doładujemy wyłącznie w automatach, które czasami nie wydają z grubych euro, a nie zawsze jest gdzie rozmienić.
4) Jeżeli ktoś planuje zostać kilka dni w Lizbonie można zakupić Lisboa Card (w holu lotniska, w biurach turystycznych źródło http://www.conocelisboa.com/billetes-abonos-lisboa ). Można podróżować metrem (dłuższe dystanse), autobusem i tramwajami (na krótszych dystansach). Poza tym, tramwaje są niezwykle pomocne w dzielnicy Alfama. Pozatym, karta umożliwia bezpłatny wstęp do niektórych muzeów. Trzeba sobie jednak przekalkulować. Jednodniowy karta 18,50 E, 3 dniowa 39 E. Pojedynczy przejazd metrem to 1,8E. Jeżeli ktoś: 1) ma kilka dni na zwiedzanie Lizbony 1)lubi dużo chodzić 2) mieszka o rzut kamieniem od centrum 3) planuje korzystanie z komunikacji jadąc do :Belém, zamek maurów w Alfamie, Parque das Nações no i tam i z powrotem na lotnisko 4) nie ma ochoty chodzić do muzeów - to się nie opłaca.Taryfa firmy Carris obsługującej autobusy i tramwaje:
http://www.carris.pt/en/base-fees/