Nie wiem skąd mi się wziął sentyment do dworców kolejowych. Pisałam już o dworcu kolejowym w Porto, nowoczesnym dworcu w Bradze a teraz przyszła kolej na dworzec w Aveiro. Niebieskie azulejos pięknie się odznaczają na białej fasadzie dworca, tworząc oddzielne obrazy lub zdobiąc łuki okien przemyślnymi wzorami. Z dworca do centrum miasta jest spory kawałek jeżeli skusimy się dojść piechotą (ok 0,5 godziny), autobusem powinno pójść dużo szybciej. Avenida Dr. Lourenço Peixinho prowadzi nas do kanału głównego (Canal Central), który przechodzi w Canal das Piramides na zachodzie i w Canal do Cojo na wschodzie. Kanał „zachodni“ znajduje ujście w lagunie- Ria de Aveiro. Laguna łączy się z oceanem zaledwie przez wąski pas pomiędzy dwoma mierzejami. W głębi lądu ocean tworzy liczne rozlewiska i kanały. Ponieważ człowiek uczy się na błędach innych ludzi, to tym razem ja będę tą od której można się czegoś nauczyć. Popełniłam „błąd“ podróżniczy nie przeczytawszy tego, co oferuje turystom Aveiro, a w szczególności jego okolice. Z centrym Aveiro, a dokładnie z przystanku Galitos (Rua Clube dos Galitos), naprzeciwko punktu informacji turystycznej zatrzymują się autobusy jadące do kąpielisk i plaż:
- Costa Nova z przystankami w: Gafanha da Nazare, Forte da Barra i Barra (odjeżdżają co godzinę, czas przejazdu - pół godziny),
- Praia de Mira (tylko dwa razy na dzień – czas przejazdu 1 godzina)
- Praia da Vagueira (tylko dwa razy na dzień – czas przejazdu 35minut)
Uroczo pomalowane domki tz. „stripped houses“ są wizytówką Costa Nova, będącą kiedyś wioską rybacką. Od hiszpanki, która mieszka w Aveiro dowiedziałam się, że aby dostać się na plażę trzeba przepłynąć promem (informacja nie potwierdzona)Niestety moja wycieczka do Aveiro ograniczyła się tylko do śródmieścia, w którym główną atrakcją dla turystów są rejsy po kanałach motorówkami będącymi repliką dawnych żaglowców. Dla miłośników zakupów tuż przy kanale centralnym znajduje się świetnie wkomponowane w architekturę tego miejsca centrum handlowe – Forum Aveiro. O godz. 14.00 wsiadłam do pociągu powrotnego do Porto. Zza chmur wyjrzało słońce i zrobiło się naprawdę ciepło. Ponieważ do tej pory nie zaliczyłam żadnej plaży a okazja do tego w końcu nadeszła, wysiadłam w miejscowości Espinhu. Z Espinhu do następnej miejscowości Granja prowadzi drewniana kładka, która ma chronić roślinność znajdujących się tam wydm przed zadeptaniem. Prosta w swoim przebiegu, co kilkadziesiąt metrów tworzy odnogi dochodzące do plaży.W ciągu 1,5 godzinnego spaceru spotkałam zaledwie kilka osób, głównie uprawiających jogging. Plaża była całkowicie pusta a widoki przepiękne. Nie przeszkadzało mi nawet to, że przy 250 gotowałam się w swetrze i wysokich do kostek butach.Po powrocie do Porto miałam nawet zamiar szybko się przebrać i wrócić tam z kocykiem i kremem do opalania. Jednak postanowiłam poplażować nazajutrz. Póki co, wybrałam się autobusem odchodzącym z Avenida dos Aliados w kierunku Matosinhos.Wysiadłam na przystanku niedaleko Farol de São Miguel na Avenida de D.Carlos i stamtąd juz na piechotę aż do północnego terminala w dzielnicy Matosinhos. Pogoda była wymarzona. Porto całkiem inaczej wygląda w blasku słońca. Wody rzeki Douro do tej pory szare, przybrały teraz ciemno- niebieski kolor. Porto położone za twierdzą Castelo de Queijo (inna nazwa Forte de São Francisco Xavier) to już całkiem inne miasto. Gdzieniegdzie wśród współczesnych zabudowań można jeszcze spotkać domki pokryte tradycyjnymi azulejos. Nie należy się jednak nastawiać na widok drapaczy chmur. Nad samym oceanem dominują 10 piętrowe bloki mieszkalne. Jednak sąsiedztwo oceanu sprawia, że budynki te zyskują na atrakcyjności. Dla spragnionych widoku zieleni, dzielnica oferuje spacer po Parque da Cidade. Park jest jak oaza na betonowej pustyni. Znajduje się w nim oceanarium, jedno z 35 „Sea Life“ zlokalizowanych w Europie i Stanach Zjednoczonych. W okolicy terminala końcowego wsiadłam w autobus powrotny, ktory zawiózl mnie z powrotem na brzeg Porto, gdzie wysiadłam na Rua do Ouro. Stamtąd doszlam do dzielnicy Ribeira. W sumie tego dnia przeszłam piechotą ponad 20 km. Gdy doszlam do Avenida dos Aliados wybiła godzina 20.30.Jeszcze kieliszek Porto na pożegnanie miasta wzbogacony o kilka kropel łez, które spłynęły do kieliszka z żalu, że to ostatnia noc w tym pięknym mieście. W pensjonacie pożegnałam się z recepcjonistką, którą miałam do tej pory za właścicielkę. Biedaczka rozpłakała się jak się zapytałam co przedstawia figura modlącej się murzynki. Okazało się, że jest to pamiątka po zmarłej rok wcześniej mamie. Tego ostatniego wieczoru wyklarowało się wiele spraw dotyczących pensjonatu. Starszy Pan chrapiący na kanapie okazał się być jego właścicielem, i jedynym odpowiedzialnym za jego „niepowtarzalny“ wygląd. Wszelkie próby zmian wystroju inicjowane przez personel spotkały się ze sprzeciwem. Nawet próba zmiany słodko-mydlanego zapachu zakończyła się niepowodzeniem. Może to i nawet dobrze. Porto nierozłącznie będzie mi się kojarzyło z Pensjonatem França.