Hurghada - widok z hotelu
Więc przyszedł sierpień 2005. Znów wylatuję do Hurghady. Szalone! Mój angielski już trochę się poprawił. Ten wyjazd nie różni się niczym od poprzednich. Plaża, słońce i ... znajomy kelner Motez. Ja się tam cieszyłam ... nie wiem czemu. Ścięłam włosy, moja twarz pokryta była czerwonymi plamami po ospie, którą przeszłam kilka dni przed wyjazdem. Nic się nie zmieniło. Jednak wciąż jestem w mniemaniu innych za młoda na samotne wycieczki. Nie mam znajomych. Chodzę z mamuśką na spotkania z Motezem, wykrztuszam z siebie coraz więcej słów po angielsku, staje się słownikiem mamy. Mam wrażenie, że przylatujemy tu specjalnie dla niego. Pod koniec naszego pobytu mama prawie płacze. Mówi, że czuje, że to ostatnia wizyta tutaj, że już na pewno ojciec nie puści nas 4 raz w to samo miejsce. Teraz jak patrzę na to z perspektywy czasu uśmiecham się, bo wtedy nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo się myli.