Pora wracać w górę do samochodu. Tutaj nie wygląda na zbyt strome podejście ale potem się zaczyna. (Igueste)
Dom na samej plaży. Ojciec rodziny łapie dzisiejszy obiad. (Igueste)
Igueste
Stromo się tam żyje. Sąsiad do sąsiada ma pod górkę. (Igueste)
Igueste. Cicho. Tylko ocean słychać i nikogo w zasięgu wzroku.
Rozpięte na dwóch zboczach Igueste wygląda jakby miało zasnąć i zwalić się na dno wąwozu. Cisza niesamowita. Po raz pierwszy - ani jednego turysty. Pusto. Atmosfera sycylijskiej vendetty. Ale nikt nie strzela. Ideą zatem w głąb.
W drogę, do Igueste. Od metra serpentyn ale warto.
Widok z góry na San Andres. Ładna plaża - jak w Beverly Hills (nie byłem).
Istna Coca-Cola a w głębi plaża z piaskiem przywiezionym z Sahary. (San Andres)
Nie remontowali i się zawaliło. Zabytkowa baszta w San Andres.
Samochód przypomina mi filmu z Louisem i Saint-Tropez (nie byłem). Jednak to jest San Andres.
Pamiątka z rejsów (Roque de las Bodegas)