wietrzne komplikacje...
ponieważ właściciel naszego mieszkania pogania nas, żebyśmy kupili bilety na pociąg do Moskwy (bo może zabraknąć) idziemy najpierw do kas przy kanale Gribojedowa w okolicy Newskiego Prospektu – tam jak się wchodzi to jak na dworzec, chociaż żadnego tam nie ma; najpierw spróbowaliśmy kupić w automacie (wcześniej jeszcze była próba z autochtonem kupna biletu w Internecie, ale karta kredytowa nie chciała zaskoczyć...) – oczywiście jedyny język obsługiwany to... rosyjski; idiotyzmem jest to, że najpierw trzeba włożyć kartę i podać PIN, a potem trzeba jeszcze wpisać imiona i nazwiska i numery paszportów... przeszliśmy przez wszystkie etapy i... oczywiście odrzuciło kartę... można się troszkę wkurzyć [uwaga na marginesie – generalnie niemieckie karty można sobie wsadzić głęboko, a zwłaszcza zwyczajną bankową, chodziły tylko polskie...]; poszliśmy do kasy, a tam tuż przed nami pani krzyczy – piereryw! cud, że ja zagadałem po rosyjsku i ona załapała, że ja innostarniec, więc się zlitowała... (karta kredytowa oczywiście nie poszła... :/)
dziś w planach mieliśmy popłynięcie wodolotem do Peterhofu, ale okazało się, że jest za duży wiatr (to prawda – przenikał przez wszystkie 8 warstw ubrania...), że wodoloty nie rabotajut...
nie mieliśmy już ochoty dostawać się na odległą stację elektriczki (pociągu) i postanowiliśmy zobaczyć w Petersburgu to, czego nie zdołaliśmy wczoraj...