Krótkie spojrzenie na krainę diabła

Góry Rodniańskie i Bukareszt | 2009-02-13 | Czytano 1328 razy
0 głosów
Spostrzeżenia z dwutygodniowej, sylwestrowej wyprawy w góry Rodniańskie i do Bukaresztu.     
Uczestnicy wyprawy: Asia, Piotrek (Dziki), Bartosz (Edziu), Michał (Horo), Patryk (Pyra), Łukasz (Czaban)

Karpackie widoki - Moje zdjęcia i blogi z podróży i wypraw
Karpackie widoki
     Już za sto złotych można znaleźć się u progu świata rządzonego przez ciemne moce, demony i diabły z legendarnym hrabią Drakulą na czele. Świata oferującego nam jednocześnie smak mamałygi, sarmali i ciorby oraz domowej mocnej palinki, którą niewątpliwie zostaniemy poczęstowani przy pierwszej nadarzającej się okazji. Kraj pasterzy w którym góry znajdują się w centrum zarówno geograficznym jak i społecznym, wpływając zasadniczo na życie mieszkańców, a nie stojących obok wydarzeń, tak jak dzieje się to w Polsce. Rumunia, bo o tym kraju jest mowa, przywitała nas zimowym, mroźnym porankiem oraz tabliczką „Unia Europejska” na przejściu Sołotwina – Sygiet Marmureski.
 - Moje zdjęcia i blogi z podróży i wypraw
       Dzisiejsze czasy są pełne sprzeczności więc nikogo nie powinno dziwić, że taniej jest dostać się do Rumunii poprzez nienależącą do Unii Ukrainę niż przez Słowację i Węgry. Ze względu na niskie ceny nie spodziewajmy się rewelacyjnej prędkości lokalnych pociągów. W zamian jednak spotkamy się z wartym wspomnienia zainteresowaniem tubylców, którzy najprawdopodobniej zaproszą nas do wspólnej biesiady w jednej, wielkiej, bezprzedziałowej sypialni jaką jest wagon typu „plackarta”. Warto pamiętać, iż w razie wyczerpania się własnych zapasów zawsze można udać się do Prowadnika opiekującego się wagonem z prośbą o ich uzupełnienie. Przynajmniej w dziedzinie trunków. Zwieńczeniem takiej podróży będzie przebycie nieco ponad trzystu kilometrów podczas całonocnego przejazdu. Zapewne stracimy tym sposobem możliwość podziwiania wysokich estakad, tuneli i serpentyn wijących się wzdłuż malowniczego w tym rejonie pasma Karpat, jednak podobnych “cudów” będziemy mogli doświadczyć także po stronie Rumuńskiej.
 - Moje zdjęcia i blogi z podróży i wypraw
      Zwabieni ciekawością i osławioną już dzikością gór Rumuńskich za główny cel podróży obraliśmy najwyższy szczyt Karpat Wschodnich, Pietrosul o abstrakcyjnej liczbie 2303 metrów oznaczającej wysokość, którą mieliśmy zamiar przełożyć na litry potu i tysiące spalonych kalorii w trakcie wspinaczki. Ponieważ wędrówkę do celu rozpoczynaliśmy miejscowości położonej niedaleko od granicy, dotarliśmy do niej tego samego dnia, wieczorem, celebrując nasze przybycie ucztą w postaci ciorby podawanej z ostrymi papryczkami i śmietaną a także zestawem różnych typów mięsa, które w połączeniu z mamałygą dopełniły tradycji rumuńskiej w kwestii kulinarnej. Niestety, zima rządzi się swoimi prawami, więc tuż po posiłku skierowaliśmy nasze kroki w kierunku pasma gór Rodniańskich, wychodząc po godzinie z kleszczy turystycznej Borszy i zaszywając się na stogu siana osłoniętego drewnianą, nieszczelną konstrukcją. Tam też dopełniliśmy dnia i z nieskrywanym poczuciem nadchodzącej przygody udaliśmy się na spoczynek.
 - Moje zdjęcia i blogi z podróży i wypraw
      Wędrówka po dzikich górach na przełomie grudnia i stycznia to ciekawe przeżycie. O tym jak łatwo zgubić nieznaczoną ścieżkę wśród zasp, przekonaliśmy się w kilka chwil po tym, jak zapytana sędziwa kobieta wskazała nam kierunek dalszego marszu palcem. Babuszka, mimo iż oszołomiona wizytą cudzoziemców, w dodatku o tak wczesnej porze, nie zawahała się ani na moment by zaprosić nas do mieszkania, częstując przy tym schabowymi i mięsnymi kulkami. Ponieważ czuliśmy się zobowiązani, odśpiewaliśmy przy udekorowanej choince Polską kolędę, wprawiając gospodynię w prawdziwy stan euforii a dodatkowo przemycając część naszej tradycji na odległe od Rzeczypospolitej tereny.
 - Moje zdjęcia i blogi z podróży i wypraw
      Ze względu na fatalne warunki atmosferyczne, w szczególności zerową widoczność i mocny, porywisty wiatr, do stacji meteorologicznej dotarliśmy dwa dni później, a nie jak wcześniej zakładaliśmy po dniu, gubiąc przy tym zupełnie szlak i narażając się na trawersowanie mocno eksponowanego stoku. Jeszcze raz przekonałem się na własnej skórze, że czas należy dzielić (lub mnożyć, w zależności od punktu widzenia) przez trzy. Oto bowiem latem wspomniany dystans można pokonać w kilka godzin, wodę na posiłek lub herbatę można zagotować nieporównywalnie szybciej, nie czekając aż roztopi się najpierw śnieg, poranne ubieranie nie pochłania cennych minut, a rozstawienie namiotu nie wymaga budowania platformy. Takich przykładów można mnożyć, jednak czas opuścić już stację meteorologiczną, w której życzliwe przyjęcie nijak miało się do paru lei, jakich zażądał od nas opiekun przybytku i jego żona.
 - Moje zdjęcia i blogi z podróży i wypraw
      Kolejne dni spędzone na pustyni lodowej, pośród skalistych szczytów Alp Rodniańskich okazały się warte przebytych kilometrów. Ustępujące chmury odsłoniły przed nami bajeczne widoki morza świerków ciągnącego się po sam horyzont, przeplatanego pasmem gór Marmureskich i Kelimeńskich a także innych, pomniejszych, których ze względu na ilość nasze mapy i umysły nie potrafiły nazwać. W romantyczną atmosferę wkomponowało się nasze podejście pod Pietrosul zimową, uczęszczaną jedynie przy dużym zagrożeniu lawinowym drogą. Przydały się tu i czekany i raki a także fantazja „Dzikiego”, naszego towarzysza, który niezawodnie torował drogę udeptując śnieżne stopnie. Nie na darmo „Dziki” jest bowiem „Dzikim”. Tam gdzie niebezpieczeństwo staje się realne a myśli o utracie równowagi przekłada się na później, „Dziki” brnie do przodu (czy też raczej do góry) jakby podwyższona ilość adrenaliny w żyłach sprawiała mu diabelską radość.
 - Moje zdjęcia i blogi z podróży i wypraw
Najwyższy szczyt Karpat Wschodnich opleciony huraganowym wiatrem zdobywamy idąc granią z fragmentami bezsprzecznie kojarzącymi się z osławioną „Orlą Percią”. Tam potwierdzamy istnienie żelbetonowego budynku, bez okien i nadziei na lepszą przyszłość. W tych warunkach jest to jednak baśniowy hotel, który pozwala nam odczytać kolejne eseje Andrzeja Stasiuka. Przed oczami wyłaniają się nam sceny z „Fado”, niektóre rozgrywane w krainach niedalekich od miejsca, w którym zaśniemy. Sceny z innego świata zupełnie nierealnego w obliczu świadomości o morzu gór panujących dookoła.
 - Moje zdjęcia i blogi z podróży i wypraw
      Jeszcze dwukrotnie rozbijamy namioty przy ponad dwudziestostopniowych mrozach, obserwujemy po raz kolejny widmo Brockenu, topimy kilogramy śniegu, wspinamy się na pomniejsze szczyty i przechodzimy na wpół zamarzniętą rzeką by znaleźć się w „cywilizacji”. Tam nasze drogi się rozchodzą. Część zespołu, z bagażem nowych wspomnień, wraca do Polski, natomiast ja z Patrykiem spontanicznie udajemy się w kierunku odległego o setki kilometrów Bukaresztu, by tam choć trochę zasmakować orientalnej kultury.
 - Moje zdjęcia i blogi z podróży i wypraw
       Rumunia nie dała mi się w sobie zakochać. Dręczy mnie jednak poczucie, iż minąłem się z jej prawdziwym obliczem na własne życzenie. Patrzyłem tam, gdzie nie powinienem, dostrzegałem rzeczy nie mających wartości, stanowiących jedynie otoczkę ducha tego kraju. Wpadłem w pułapkę bardzo prozaiczną i przytrafiającą się większości turystów podróżujących w tych rejonach– pułapkę biedy, ruin kontrastujących ze szklanymi hotelami, hord psów biegających bezpańsko po rumuńskiej ziemi, wszechobecnego błota oraz kilometrów kabli zawieszonych na słupach w centrum Bukaresztu. Wydawało mi się, iż nawet sylwestrowa zabawa nie potrafiła wyrwać z odrętwienia mieszkańców stolicy, a określenie „Paryż Wschodu” należy się jedynie ze względu na noworoczny pokaz świateł i sprzedawane na placach smażone kasztany.
 - Moje zdjęcia i blogi z podróży i wypraw
      Jak daleko byłem od prawdy uzmysłowił mi dopiero po powrocie Michał Kruszona, autor książki „Rumunia: Podróże w poszukiwaniu Diabła”. Zgodnie z jego słowami w Rumunii należy szukać nie tylko jasnej magii ale szczegółów, mistyki, ludowych wierzeń i czarów. Nie Cyganów barwnie lecz przerażająco kroczących po ulicach, wystukujących takt na cymbałkach lecz cyganek wróżących z fusów herbacianych w kątach podrzędnych barów. Prawdziwa Rumunia jest skryta w wioskach odległych, zatopionych w Transylwanii a nie w betonowych miastach.
 - Moje zdjęcia i blogi z podróży i wypraw
W Bukareszcie warto jedynie stanąć na placu przed Parlamentem, Pałacem Ludu, żywo wyjętym z Orwelowskiego świata. Nietrudno tu sobie wyobrazić Nicolae Ceauşescu i okrutną Eleną panujących w tej monumentalnej budowli, której zwykłe aparaty nie są w stanie skadrować nawet ze znacznej odległości. 20 tysięcy robotników i 700 architektów pracowało na trzy zmiany, by oddać do dyspozycji dyktatora 360 tysięcy metrów kwadratowych powierzchni. Powierzchni, która będzie mi się kojarzyła z Winstonem Smithem przechodzącym obok Ministerstwa Prawdy w poszukiwaniu swojej ukochanej Julii.

Godne polecenia

Zakwaterowanie
Namioty, hotel Marna Bukareszt, noclegi w czasie nocnych przejazdow

W pobliżu Góry Rodniańskie i Bukareszt na MyTravelBlog.pl

w lini prostej: 179km
Romania 2008 - Śladami hrabiego Drakuli
w lini prostej: 146.4km
Rumunia 2008
w lini prostej: 190.4km
Trościaniec
w lini prostej: 278.5km
Lwów
w lini prostej: 278.4km
Ukraina śladami Polski
w lini prostej: 279.6km
Studencki wypad do Lwowa
w lini prostej: 280.3km
Lwów i okolice
w lini prostej: 250.5km
Bieszczady
w lini prostej: 254.9km
Po Polskich Bieszczadach
w lini prostej: 283.5km
Węgry - Magyarország
w lini prostej: 301.6km
MoRo
w lini prostej: 455.6km
HEJ