Opuscilismy Lime i udajemy sie w kierunku zrujnowanego w ubieglym roku Pisco. Nadszedl wiec czas na podsumowanie wrazen ze stolicy Peru. Roznorodnosc, goscinnosc, ubostwo (i kontrast bogatej dzielnicy Miraflores) oraz czystosc we wszedobylskim nieladzie i balaganie. Tak chyba najkrocej mozna opisac stolice tego dalekiego kraju. Roznorodny, bo centrum przypomina chwilami nasza niebiedna ale zaniedbana i zakurzona Warszawe, dzielnica San Miguel (ta w ktorej mieszkalismy) zdradza ubogosc mieszkancow, ale tez ich pracowitosc i zamilowanie do porzadku w najblizszym otoczeniu (z trudem znalezlismy ogrod z nie przystrzyzonym rowno trawnikiem! a o smieci na ulicy jesczcze trudniej!), natomiast slawne Miraflores zgodnie z oczekiwaniami okazalo sie bogata dzielnica dla obcokrajowcow lub tez Peruwianczykow pragnacych miec jak najmniej wspolnego z wlasnym krajem (co jest o tyle wyjatkowe, ze narod ten wydaje sie az puchnac z dumy narodowej - flagi porozwieszane wszedzie gdzie to mozliwe, a pod Palacio de Gobierno codzienna pompatyczna uroczystosc zmiany warty na ktora nauczyciele ciagaja dzieci z najmlodszych klas).
A co do goscinnosci, to nawet nie chodzi o to, ze mieszkancy witaja nas serdecznie na kazdym kroku usmiechaja sie szeroko i pozdrawiaja. Wczoraj poszukiwalismy dworca, z ktorego daloby sie ruszyc do Pisco. Gdy zapytalismy policjantow, by wskazali nam droge, Ci po kilku minutach rozmowy z nami, wpakowali nas do swoich jeepow, zawiezli na miejsce (ktore okazalo sie dosc mocno oddalone), poczekali az kupilismy bilety, po czym odwiezli spowrotem do starego centrum miasta i pozegnali z widocznym poczuciem dobrze spelnionego obowiazku! (czyzby nadskakiwanie turystom bylo obowiazkiem policji w tym kraju? ;P)
Mile wspomnienia, jest ich duzo wiecej, ale brak czasu by opisywac, bo czeka dzis jeszcze na nas Paracas:)