Czy można coś zobaczyć w dwa dni?
15.05.2010r. Prognozy pogody nie wyglądały zachęcająco, więc przed oczami miałam już wyrazy twarzy pozostałej mojej ekipy dające jednoznacznie do zrozumienia, że stracimy trzy noce pod namiotem, w deszczu z dodatkiem śniegu. No cóż powiedziało się A, więc trzeba ruszać, liczyliśmy, ze jakoś to przeżyjemy i może jednak coś zobaczymy.
Wstaliśmy dość wcześnie, przed nami 800 km. Muszę przyznać, że droga minęłą bardzo szybko - Boże dziękuje Ci za niemieckie autostrady. Po niecałych 8 godzinach byliśmy na miejscu. Miejscowość Bruck an der Grossglocknerstrasse jest malutką mieścinką osadzoną między wspaniałymi górami niedaleko Zell am See. Po zameldowaniu się na kempingu Sportcamp Woferlgut poszliśmy na mały rekonesans. Kemping oferuje gościom siłownie, saune, korty tenisowe, plac zabaw dla dzieci, a w razie niepogody sale z bilardem. W sezonie letnim chętni mogą skorzystać z małego, podgrzewanego basenu ze zjeżdżalnią oraz kąpać się w sztucznym jeziorku z zamontowaną trampoliną. My niestety nie załapaliśmy się "na sezon", a pierwsza noc dała nam sie nieźle we znaki. Nad ranem było ok. 5 stopni C, a my spaliśmy w podwójnych spodniach, potrójnych bluzach, w śpiworach, owinięci kocami. Z perspektywy czasu to nawet przyjemnie nam się wspomina tamte chwile, taki hard core ;-)
16.05.2010r. Przemarznięci, niewyspani zjedliśmy śniadanko i zaczęliśmy rozważać warianty wycieczek na najbliższe 2 dni. Wybór padł na Jaskinie Lodową, więc już w południe ruszyliśmy w kierunku Werfen (ok. 60 km z campingu). Pogoda nie napawała optymizmem, było szaro i wilgotno. Z daleka naszym oczom, jeszcze we mgle ukazało się wzgórze z zamkiem Hohenwerfen. Z daleka robił niesamowite wrażenie. Niestety nie udało nam się go zwiedzić z powodu remontu w tym okresie.
Kroki skierowaliśmy więc na szlak na Eisriesenwelt (tłumacz. Świat Lodowych Gigantów). Po przestudiowaniu map w informacji turystycznej demokratyczna większość zadecydowała, że wjedziemy kolejką. Wejście piesze szlakiem biegnącym obok gondolki do samej jaskini zajęłoby nam ok. 4 godzin ( łącznie z zejściem), a my wystraszyliśmy się pogody. Wjazd zdecydowanie skrócił naszą pieszą część do 1,5 godziny, a gondolka okazała się też atrakcją, wjeżdżała prawie pionowo i strasznie nią kołysało. Już po wyjściu z niej przekonaliśmy się, że dobrze postąpiliśmy, gdyż wkoło leżał śnieg. W końcu mamy maj, a jaskinia jest na wys. 1640 m npm. Podejście pod samą Jaskinie Lodową nie było męczące, zresztą droga do wyciągu też była bardzo przyjemna. Polecam tą opcje nawet osobom z małymi dziećmi. Sama jaskinia zrobiła na nas pioronujące wrażenie. Zdecydowanie zasługuje na miano największej naturalnej wapiennej jakini lodowej na świecie. Jej łączna długość to 42 km choć dla turystów została udostępniona tylko część. Szliśmy i szliśmy, gdzieniegdzie przeciskując się w wąskich korytarzach. Niestety jakość zrobionych potajemnie filmów nie jest najlepsza, dlatego odsyłam do strony, gdzie znajdują się zdjęcia ze środka, które i tak nie odzwierciedlają tego co ujrzeliśmy w rzeczywistości: http://www.eisriesenwelt.at/site/content/CB_ContentShow.php?coType=photos.
Wydawałoby sie, że drobny spacerek nie specjalnie nas zmęczy, ale wróciliśmy na kemping zmarznięci i wyczerpani. Męska część ekipy postanowiła dogrzać się w saunie i bardzo rozochoceni zabrali ręczniki. Niestety tak szybko jak weszli do sauny to wyszli. Nieprzyzwyczajeni do golizny "dużo starszych" szczególnie Niemek dali sobie spokój. Może bali sie przy nich rozebrać ??? :-). Wieczór przebiegł pod znakiem austriackiego piwa i gry w EUROBIZNES.
17.05.2010r. Na dziś zaplanowaliśmy wodospady. Temperatura rano ciut wyższa, no i słoneczko zaczyna gdzieniegdzie przebijać przez niskie chmury. Na parking przed Parkiem Narodowym Wysokie Taury podróż autem zajmuje nam 45 min. Wodospad Krimml uznany jest za jeden z najwyższych w Europie, ma wysokość 380m., spływa w dół trzema stopniami z wys. 1470 m. I tam planujemy dojść, chociaż opór ze strony niektórych członków ekipy jest głośny. Szlak rozpczyna się przy restauracji/sklepie z pamiatkami/pawilonie wystawowym i okazuje się fajnym podejściem - niezbyt stromym. Przejście zajęło nam niecałe 2 godziny. Oczywiście wszystkie platformy widokowe, a było ich trochę, były nasze. I rzeczywiście poszczęściło nam się, mimo, że austriacka pogoda od samego początku nas nie rozpieszczała. Przy jednym z tarasów widokowych ujrzeliśmy piękną tęczę - jak tą z folderów parku.
Na szczycie pogoda zmienia się diametralnie i zamiast słoneczka mamy płatki śniegu, więc szybko pałaszujemy zasłużony prowiant. Podczas zejścia najlepszą atrakcją mojego męża i dziecka okazuje się zabawa: kto pierwszy na dole, więc z małymi przerwami na złapanie oddechu po kilkunastu minutach jesteśmy na dole. No i czekamy na pozostałych .... planując jutrzejszą podróż do Włoch. Odpada niestety przeprawa przez Grossglockner przez paskudną pogodę ( a mamy opony letnie). Żal niestety jest, chociaż staramy sobie to przetłumaczyć: i tak nie będzie nic widać!
No właśnie, szkoda po pierwsze, że pogoda nie do końca dopisała, po drugie, że niestety ten rejon jest tak bogaty w różne atrakcje a przede wszystkim piękne szlaki, że trzeba wybierać, jeżeli spędza sie tam tylko 2 dni.
Przed nami dalsza podróż, w rejony cieplejsze, historyczne, pachnące oliwkami, słońcem i drzewami piniowymi - do Toscani, którą polecam odwiedzić na moim kolejnym blogu.