Początek tradycyjny - raniutko wyjazd na lotnisko w Wawie, LOT - em do Salonik, a następnie busem i promem na Thassos! Było dość sprawnie, bo o kwestie organizacyjne zadbało biuro podróży... Ale mniejsza z tym...
Z perspektywy, Thassos kojarzy mi się z:
-
piaszczystymi plażami - w mojej pamieci zapadła zwłaszcza Paradise Beach - jej złocisty piasek, lazurowe morze, wzburzone fale, słonko, woda obmywająca wynurzające się skałki ... dla mnie raj ;)
-
skuterkiem - 2 - osobowym piaggio można było objechać całą wyspę. Strasznie polubiłam to zwinne cacko ;)
-
loukoumakią - mniam, polecam każdemu, kto lubi słodkości - nazwę tych pychotek odszyfrowałam przypadkiem po 3 latach, dzięki znajomemu Grekowi of course! ;)
-
pastisio, mousaką - poznałam i polubiłam grecką kuchnie...
-
cykadami - codziennie słyszałam je z pokoju hotelu, w którym mieszkałam...
-
odpoczynkiem - Thassos, gdy ją odwiedzałam, była zdecydowanie niekomercyjna wyspą, wspaniałe miejsce dla spragnionych intymności... ;)