Ślub prawosławny
Pierwszy raz we Lwowie miałam okazję być w maju zeszłego roku (2009r.). Wiele słyszalam o Ukrainie. Miedzy innymi ze jest to kraj ludzi dbajacych o swoje interesy. Kraj ludzi odwaznych i takich hmmm dosyc surowych. Serdecznych, ale i surowych. Najgorzej wspominam chyba przeprawe na przejsciu granicznym w Medyce. Jest to swego rodzaju ciekawostka szczegolnie ze Polska jest teraz w Schengen i przyzwyczailismy sie juz do swobody przejazdu. Jedna wizyta we Lwowie nie zaspokoila mojego apetytu. Kolejny raz bylam jeszcze we wrześniu (2009) oraz w maju (2010). Podczas tych trzech wyjazdow poznalam Lwów dość dobrze. Jest to miasto dosc rozbudowane, ponad milionowe. Panorama z Wysokiego Zamku, spacer po starym mieście, wypoczynek na prospekcie swobody czy przy fontannie przed Operą.. Miłe to wspomnienia :) Na jednym z wyjazdów miałam okazję wyjechać poza Lwów. I tu szok - drogi ukraińskie są naprawde w dobrym stanie!!! 3 pasmowa droga na Kijów! O matko! Takich dróg u nas potrzeba... A wydawałoby się to niemożliwe, zwłaszcza ze droga od granicy do Lwowa zbudowana jest z bruku i płyt. Zwiedziałam Olesko, Podhorce oraz Złoczów. Trasa tzw"Złota Podkowa". Kolejki na wejście do Oleska - tragedia, ale w środku wnętrze zamku zachwyca kolekcją zabytków. Najwieksze wrazenie zrobil na mnie palac w Podhorcach. Totalna ruina, zaniedbane i zamkniete przed turystami. A szkoda. Bo palac na przepiekna architekture. Co do Zloczowa.. hmm mam mieszane uczucie. W porownaniu z Podhorcami Złoczow to perelka. Wyszlifowana, zadbana. Nastawiona na turystow. Ale nie zachwyca. Suma sumarum Ukraina to kraj naszych przodkow i warto tam pojechac. Zwiedzic Lwow, pobawic sie na rynku, zasmakowac zycia kulturalnego tego miasteczka. Polecam :)